*Rose*
Odkąd dowiedziałam się o śmiertelnej chorobie mojej mamy, całe dnie wypełniała sala szpitalna, w której leżała. Nadal nie potrafię tego pojąć, że został mi tylko tydzień by widzieć jej piękny uśmiech i poczuć się bezpiecznie w jej ramionach. Łzy spływały mi po policzkach strumieniami. Jak ja mogę obiecać mamie, że będę szczęśliwa, gdy ona odejdzie skoro jest to ostatnia rzecz jaka może się wydarzyć? Złapałam moją rodzicielkę za rękę i delikatnie pocałowałam ją w policzek.
- Rose- wyszeptała lekko się uśmiechajac.
- Jestem przy tobie- powiedziałam głaszcząc ją po dłoni.
- Musimy koniecznie porozmawiać- rzekła poważnie mama.
- Dobrze, ale wtedy, gdy poczujesz się odrobinę lepiej- odparłam stanowczo.
Byłam bardzo ciekawa, o czym mamy rozmawiać, ale nie mogę pozwolić by wysilała się, kiedy jest bardzo słaba.
- Rose nie moge dłużej tego przed tobą ukrywać! Wiesz dobrze, że niedługo mnie zabraknie i co wtedy zrobisz? Przez całe życie będziesz żyła w kłamstwie? - powiedziałam mama, a ja siedziałam kopmletnie zdezerientowana.
- O czym ty mówisz? Jakim kłamstwie? - zapytałam ze zdziwieniem w głosie.
- Przez te 17 lat nie myśleliśmy, że nasze życie potoczy się w ten sposób. Wydarzyło się coś, o czym musisz wiedzieć - odpowiedziała mama smutnym głosem.
Łza powoli stoczyła się po moim policzku.
- Opowiedz mi proszę, co takiego się wydarzyło? - wyszeptałam przytulając się do mojej rodzicielki.
- Kiedy miałaś roczek, ja i tata zaadoptowaliśmy cię. Sami nie mogliśmy mieć dzieci. Byłaś taka malutka... - powiedziała mama patrząc na mnie oczukując mojej reakcji.
- Słucham!?!- gwałtownie wstałam łapiąc się za głowę.
- Wiem, że to dla ciebie wielki szok, ale musiałam ci o tym powiedzieć - rzekła moja rodzicielka z poczuciem winy w głosie.
- A kim są moi biologiczni rodzice? Muszą to być okropni ludzie, skoro mnie porzucili - mruknęłam ze wstrętem.
- Mylisz się Rose, twoja mama zmarła przy twoim porodzie - mama delikatnie pogładziła mnie po policzku.
- To niczego nie wyjaśnia - wyszeptałam z łzami w oczach.
- Gdy twój ojciec dowiedział się o śmierci swoje żony załamał się. Wiedział, że sam nie da rady wychować takiej małej istotki. Dlatego oddał cię nam, jednak daję sobie rękę uciąć, że oboje bardzo cię kochali - wytłumaczyła mama.
Miałam kompletny mętlik w głowie. Wszystko wydawało się, jakimś chorym snem, z którego się zaraz obudzę i zobaczę moją szczęśliwą rodzinę. Niestety... Jedna rozmowa sprawiła, że mój świat stanął do góry nogami. nie wiedziałam jak zareagować. Wszystkie myśli latały po mojej głowie, jak szalone. W tym momencie zapragnęłam samotności. Powoli podeszłam do mamy.
- Przepraszam, ale chciałabym pobyć teraz sama. Muszę przemyśleć sobie to wszytko - rzekłam cicho łapiąc ją za rękę.
- Dobrze, idź już córeczko. Ty zawsze wolałaś sama zmierzać się ze swoimi problemami. Pamiętaj, że cię bardzi kocham - powiedziała zamykając oczy.
Cicho opuściłam salę i pognałam do domu. Zoey była jeszcze na uczelni, więc nie mogłam do niej zadzownić. Zamknęłam się w pokoju i wyciągnęłam gitarę. Zaczęłam śpiewać piosenkę, którą sama skomponowałam. W śpiew i grę oddałam całe moje serce oraz duszę. Dla mnie to za dużo informacji, jak na jeden dzień. Odłożyłam instrument, po czym położyłam się na łóżku. Mogłam zapytać mamę, jak się nazywali moi rodzice.
Z nadmiaru emocji zasnęłam.
*Zoey*
Nie mogłam uwierzyć, że w mojej nudnej i znienawidzonej przeze mnie pracy spotka mnie taka niespodzianka. Od początku studiów robiłam wszystko, by Zayn Malik zwrócił na mnie uwagę i nagle pojawia się w klubie!!! Gdy go zobaczyłam myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi!! Wszedł do tego klubu ze swoimi przyjaciółmi, tak jakby na czerwony dywan! Nie mogłam się doczekać, kiedy powiem o wszystkim Rose. Będę jednak musiała poczekać chyba do jutra, bo jest już 2 a.m. Kiedy weszłam do domu wiedziałam, że coś się stało. Zdjęłam buty i szybko pognałam do pokoju Rose. Dziewczyna siedziała na łóżku wyrażnie przebudzona i brzdąkała coś bez sensu na gitarze.
- Rose co się dzieje?- zapytałam mocno obejmując swoją przyjaciółkę
- Muszę iść koniecznie do mamy - wyszeptała uberając sweterek.
Jej twarz wyrażała głęboki smutek, a po policzkach płynęły łzy. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Czyżby mama już....? Nie to nie możliwe!!!
- Rose! Nigdzie cię nie puszczę dopkóki mi nie powiesz o co chodzi!- rzekłam spokojnie, ale stanowczo.
- Dowiedziałam się dzisiaj od mamy, że jestem zaadoptowana - załkała Rose.
- Co?! ale jak? - nie wierzyłam własnym uszom.
- Mama powiedziała, że nie jestem ich córką i, że miałam się nigdy o tym nie dowiedzieć, ale chce żebym miała tą świadomość, dlatego, że niedługo ją starcę - wyszeptała moja przyjaciółka.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. To jasne, że będę przy niej przez cały czas i mam nadzieję, że ona o tym wie.
- Po co chcesz jechać do tego szpitala? - zapytałam.
- Chcę się dowiedzieć jak się nazywaja moi bilogiczni rodziców - odpowiedziała Rose.
- Jutro do niej pójdziesz teraz idż spać - nakazałam mojej przyjaciółce, a ona o dziwo zrobiła to co jej kazałam.
Po cichu wyszłam z pokoju i podążłam do łazienki, gdzie zmyłam makijaż i umyłam się. Zmęczona zasnęłam. Nie szukając nawet telefonu. Nastepnego dnia wstałam 10 minut za późno. Szybko ubrałam się w wybrane na
szybko ciuchy i wyszłam na uczelnię. Rose jeszcze spała. To musiał być dla niej niezły wstrząs. Szłam rozkojarzona, z słuchawkami na uszach. Nie wiedząc, kiedy wpadłam na jakiegoś chłopaka. Szybko podniosłam głowę, by nagadać gościowi i nagle ujrzałam Zayna. Moje serce szybciej zabiło.
- Przepraszam - wyjąkałam zawstydzona patrząc na widniejącą na jego koszulce plamę, spowodowaną moim shake'iem truskawkowym.
- Nic nie szkodzi. Jesteś barmanką w Heaven Club? - zapytał uśmiechając się delikatnie. Lekko kiwnełam głową podziwiając jego piękną twraz i styl
- Często tam chodzisz? - zapytałam starając się, aby zabrzmiało to obojętnie.
- Tak, razem z przyjaciółmi odwiedzamy ten klub kiedy tylko możemy - odpowiedział opierając się o ogrodzenie uniwersytetu. Nagle usłyszałam za plecami czyjś śmiech. Wiedziałam, że to przyjaciele Zayna.
- To ja już będę szła - mruknełam szybko.
- Czekaj! Powiedz mi chociaż, jak masz na imię! - usłyszałam, biegnąc na uniwersytet.
- Zoey - krzyknęłam i ukryłam się w budynku.
Zayn coś tam jeszcze krzyczał, lecz ja już go nie słyszałam. Zależało mi, by nie spotkać się z jego paczką. nawet nie wiem czemu. Może bałam się odrzucenia z ich strony? Pokręciłam głową, starając się chociaż na czas zajęć nie myśleć o Zaynie. Mimo wszelkich starań nie udało się, on jest jak magnez, lecz taki chłopak może mieć dziewczyn na pęczki. Na mnie nawet nie zwróci uwagi.
*Rose*
Obudziłam się o 12 a.m. Z trudem poczłapałam do łazienki, gdzie ubrałam się w
wygodny zestaw przygotowany wcześniej, umyłam też zęby. Szybko złapałam torbę i pognałam do szpitala.
Mama jadła śniadanie. Wchodząc na salę zauważyłam niepokojące spojrzenia lekarzy rzucane w stronę kobiety. Przyjrzałam się bliżej i zamarłam z przerażenia. Twarz mojej rodzicielki była biała, jak kreda! Dosłownie! Wszystkie żyły były widoczne pod przezroczystą skórą. Jeszcze wczoraj wyglądała, tak pogodnie!!!
Pobiegłam do lekarzy, których zobaczyłam niedaleko sali.
- Co się stało z moją matką?? - krzyknęłam pełna rozpaczy, pociągając jakiegoś za rękaw.
- Przepraszam, ale kim pani jest? - zapytał mężczyzna patrząc na mnie z pogardą.
- Jestem córką kobiety z sali numer 6, proszę mi powiedzieć, co z nią dzieje! - odparłam z godnością. Twarz lekarza raptownie się zmieniła.
- Taka piękna, młoda dziewczyna, a tyle cierpi - mruknął mężczyzna.
- Co ma pan na myśli? - zapytałam zdziwiona.
- Otóż twoja matka niestety nie przeżyje nawet jutra. Nowotwór nie daje za wygraną - powiedział cicho lekarz.
Stałam nieruchomo, powoli przetrawiając jego słowa. Łza poleciała po moim policzku. Gwałtownie pobiegłam do mamy i mocno się do niej przytuliłam.
- Słyszałaś już prawda? - wyszeptała całując mnie w czubek głowy.
- Ale, jak to możliwe? Przecież miałaś jeszcze tydzień życia!! - krzyknęłam z bólem, to było straszne.
- Tak wiem córeczko, ale nastąpiły pewne komplikacje - wyjaśniła mama cicho.
Na jej twarzy malowało się zmęczenie. Kiedy na nią patrzyłam moje serce pękało z cierpienia.
- Muszę ci coś powiedzieć, to ważne - rzekła mama łapiąc mnie za rękę.
- Słucham - wyszeptałam mocno wtulając się w ramiona rodzicielki.
- Twoim biologicznym bratem jest Zayn Malik - powiedziała poważnie. Zayn Malik, Zayn Malik, skądś kojarzę to nazwisko, ale skąd? Nagle mnie oświeciło. Zoey cały czas mówi o tym całym Zaynie.
- A ile on ma lat? - zapytałam próbując opanować łzy.
- Chyba 21 - odpowiedziała opadając na poduszki.
- On też jest w adopcji? - delikatnie głaskałam mamę po dłoni.
- Nie, ojciec był do niego za bardzo przywiązany - wymamrotała. Wiedziałam, że mama jest za bardzo zmęczona, więc umilkłam trzymając ją za rękę.
- Pamiętaj, że bardzo cię kocham córeczko. Zawsze będę cię kochać - wyszeptała lekko otwierając oczy.
Nachyliłam się nad nią i delikatnie pocałowałam w policzek.
- Ja też cię bardzo kochałam, kocham i kochać będę na zawsze - wyszeptałam nie zwracając uwagi na łzy spływające na piżamę mamy.
Nagle zabrzęczały jakieś urządzenia przy łóżku mamy. W ciągu sekundy zebrali się chyba wszyscy lekarze. Jeden z nich gestem ręki nakazał mi wyjść. Posłusznie wstałam i wybiegłam z sali. Przez szybę obserwowałam, co się dzieje. Opadłam na krzesło i wtedy zdałam sobie sprawę, że właśnie wydarzyło się najgorsze, to przed czym uciekałam. Nie ukrywałam już uczuć. Wbiegłam do sali i odpychając lekarzy mocno przytuliłam się do mamy. Mężczyźni próbowali mnie oderwać od mamy, jednak ja cały ciężarem mojego ciała nie pozwalałam na to. Właśnie straciłam osobę, którą kochałam najbardziej na świecie.Wtedy nie myślałam nawet o mojej biologicznej rodzinie. Liczyła się tylko mama, którą straciłam.